Jan Hartman wezwał do bojkotu mediów publicznych. Stwierdził
m.in., że „media rządowe stały się orężem
bezwstydnej i prymitywnej propagandy partyjnej, a niesubordynacja
względem kierownictwa politycznego oznacza dla zatrudnionych tam dziennikarzy
zwolnienie z pracy. W takiej sytuacji żaden uczciwy człowiek nie powinien pokazywać się w tych stacjach.”
Ogłoszony przez Hartmana bojkot ma być formą
presji moralnej, dzięki której „wiele osób, chcąc uniknąć zarzutu kolaboracji,
jednak zrezygnuje z udziału w programie, choćby miało na to
ochotę”.
Zdaniem Hartmana sytuacja w mediach
publicznych jest analogiczna do czasów stanu wojennego, a każdy, „kto idzie do pisowskiej telewizji albo
radia bądź udziela wywiadów tzw. mediom prawicowym, żyjącym
z nienawistnego paszkwilanctwa i ogłoszeń rządowych, ten wspiera
reżim Kaczyńskiego i bierze na siebie odpowiedzialność
za przedłużenie jego trwania”.
Hartman nie poprzestaje na rozpoznaniu
sytuacji i wskazaniu winnych. Ogłasza także, że bojkot jest naszym
patriotycznym obowiązkiem i nieuczestniczenie w nim będzie
zapamiętane, tak jak zapamiętana została kolaboracja z „czerwonym”
w stanie wojennym”.
Czy mamy tu do czynienia z szantażem
moralnym? „Może i tak – powiada Hartman, jednak – jak się zdaje – nie
targają nim rozterki moralne, choć szantaż jako metoda działania wciąż bywa
krytykowany lub nawet potępiany. „…Masz jakiś lepszy pomysł? – zapytuje
retorycznie Hartman i sam sobie odpowiada: ”Jeśli masz, to pokaż, co
takiego mądrego wymyśliłeś i zrobiłeś, aby powstrzymać Kaczyńskiego. Nic?
To może lepiej już nic nie mówić i na dobry początek nie łamać
bojkotu i nie kolaborować z tą władzą?
Proszę bardzo, mam lepszy pomysł i nie
waham się go pokazać. Po pierwsze więc „wymyśliłem mądrze”, że diagnoza Hartmana
jest błędna i to błędna - by tak rzec -
fundamentalnie. Owszem, telewizja bezwstydnie i prymitywnie manipuluje, (doświadczyłem
tego na własnej skórze i postanowiłem TVP unikać), jest jednak mimo wszystko ogromna
różnica między dzisiejszą TVP a telewizją Jaruzelskiego. W latach 80. działaczy
opozycji nie zapraszano do studia ani nigdzie indziej, lecz wprost przeciwnie -
więziono ich, inwigilowano lub nakłaniano do emigracji. Do studia zapraszano
wyłącznie „popieraczy” rządu i stanu wojennego. Dzisiaj w studiach
telewizyjnych wypowiadają się krytycy rządu i toczą się w nich spory: w dużej
mierze zmanipulowane, ale wcale nie jest oczywiste, czy byłoby lepiej, gdyby
rozmawiali ze sobą wyłącznie zwolennicy reżimu. Warto sobie uprzytomnić, że
wielu Polaków ogląda głownie telewizję publiczną, czasem dlatego, ze nie dociera
do nich oferta kablówek, a czasem dlatego, że nie mogą sobie pozwolić na ich usługi.
Czy na pewno lepiej pozbawić ich jakiejkolwiek szansy usłyszenia argumentów
opozycji?
Powyższe wątpliwości nie oznaczają – co
podkreślam – że wzywam do przyjmowania zaproszeń do udziału w programach
radiowych i telewizyjnych. Niech każdy sam oceni i postąpi, jak uzna za
właściwe. Dylemat jest racjonalnie i moralnie nierozstrzygalny, a w takiej
sytuacji próba narzucenia wszystkim „patriotycznego obowiązku” i wymuszenia
decyzji szantażem moralnym jest w najwyższym stopniu niestosowna. Mam wręcz
wrażenie, że w swej istocie jest równie autorytarna jak polityka Kaczyńskiego,
choć „patriotyczny obowiązek” kojarzy mi się raczej z Gomułką. Opozycja wobec
złej władzy nie zawsze walczy o wolność; czasem walczy po prostu o władzę.
Jeśli mamy obalić rządy autorytarne – nie
na jedną kadencję, ale na dobre – musimy pozyskać dla demokracji liberalnej
wielu obecnych zwolenników PiS i Kukiza. Jeśli mamy do tych ludzi dotrzeć,
trzeba z nimi rozmawiać i to rozmawiać w taki sposób, żeby chcieli słuchać. To
niełatwe, ale z upływem czasu, wraz z nieuchronnym, postępującym zmęczeniem
rządami Kaczyńskiego, słuchać będą coraz chętniej, jeśli mury między nami nie
będą zbyt grube a nienawiść zbyt ślepa. Dlatego nie powinniśmy, a może nawet
nie wolno nam, pogłębiać przepaści, która już istnieje, zwłaszcza wtedy, gdy
nie ma po temu (a nie ma) dobrego uzasadnienia. Różnica między więzieniem lub
„internatem” a utrudnianiem wypowiedzi w studiu telewizyjnym jest kolosalna,
analogia z telewizją stanu wojennego jest chybiona, obowiązek patriotyczny nie
istnieje, a szantaż moralny w tej sprawie jest tyleż nieestetyczny, co
absurdalny politycznie.
Cóż zresztą byłaby to za demokracja
liberalna, gdybyśmy mieli ją wywalczyć szantażem?! Nie cel uświęca
środki, a wprost przeciwnie, to środki uświęcają cel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz