sobota, 22 lipca 2017

Dlaczego Polacy kochają PiS?

Kochają? Tak, kochają! Nie popierają, nie zgadzają się, ale kochają – dosłownie! Nie wszyscy rzecz jasna, ale jedna trzecia na pewno i to tych najprawdziwszych – polskości zatem w tej miłości jest więcej niż mogłoby się wydawać, gdy czytamy wyniki badań opinii publicznej.  
Najbardziej kochają Szydło i Dudę, bo młodsi są i piękniejsi niż sam duce, ale uczucia do obu marionetek są tak gorące, że i wódz – choć niewielu mu ufa - przy nich się ogrzeje, jak to w rodzinie w sycylijskim stylu.      
Dlaczego twierdzę, że „nie popierają”? Otóż dlatego, że poparcie polityczne oznacza zgodność poglądów, np. co do tego, jak zreformować szkolnictwo lub sądownictwo. Chyba jednak nikt przy zdrowych zmysłach nie sądzi, że sympatycy PiS kiedykolwiek cokolwiek myśleli o reformie tych instytucji i mieli w tej sprawie jakiekolwiek poglądy! Nie mieli i nie mają! Oni w ogóle nie mają poglądów, w żadnej sprawie, znają tylko emocje, głownie dwie: miłość i nienawiść. Nienawidzą na przykład obcych, przysłowiowego „innego”, ale  jeszcze bardziej tak zwanych elit i ich rzekomych czy też prawdziwych rzeczników: sędziów, naukowców, intelektualistów, liberalnych publicystów. Nienawidzą ich od dawna, jednak dotąd wydawało im się, że nienawiść to uczcie wstydliwe, że nie należy jej okazywać, a może nawet odczuwać. I oto, dzięki PiS, jego knajackiej subkulturze, faszyzującej retoryce i publicznie manifestowanej pogardzie, ludzie ci poczuli, że już nie muszą się wstydzić i nie muszą skrywać swoich prawdziwych uczuć, że – słowem – mogą wreszcie być sobą. Mogą czuć, mówić i robić, co im się podoba i jak im się podoba. Za to właśnie pokochali PiS, taka bowiem jest natura miłości. Kochamy tych, przy których czujemy się w pełni sobą! W miłości erotycznej i romantycznej tych, przy których czujemy się sobą jako kobiety lub mężczyźni; w polityce zaś tych, którzy wyrażają nas najpełniej jako istoty społeczne i polityczne, przy których czujemy się sobą jako ludzie i obywatele. W przypadku miłośników PiS uczucie to jest tym silniejsze, im  silniejsze były skrywane wcześniej emocje i im bardziej po chamsku i brutalnie są dzisiaj okazywane. 

Miłość polityczna jest równie ślepa jak miłość erotyczna. Zakochani nie liczą się z niczym, ani z interesem własnym, ani swoich najbliższych, nie mówiąc już o jakichkolwiek racjonalnych argumentach odwołujących się na przykład do idei dobra wspólnego; bronią rządu nawet wtedy, gdy jego konkretne decyzje zagrażają bytowi ich samych lub ich dzieci. Popierają na przykład podwyżki cen paliw i energii elektrycznej, gdyż (cytuję) „pani premier wie, co robi, i na pewno chce dobrze dla wszystkich”. To oczywiście tylko racjonalizacje, a może jeszcze gorzej: wokalizacje; tak naprawdę bowiem ludzie ci bronią Szydło bezwarunkowo, bez względu na to, co mówi lub co robi.
Miłość tego rodzaju nie jest wieczna, jednak trwać może dłużej niż jedną kadencję sejmu, zwłaszcza jeśli w kraju nadal toczyć się będzie gorąca wojna domowa, choćby – jak dotąd - na słowa. Wojna bowiem sprawia, że miłość się umacnia. Wie o tym każdy rodzic, którego nastoletnia latorośl zakochała się w młodocianym psychopacie. Im bardziej się tej miłości przeciwstawiają, tym bardziej jest żarliwa.  
W rozważaniach na temat przyszłości reżimu nieprzydatne lub wręcz chybione są porównania z dwudziestowiecznymi despotami, choć natura uczucia, jakie żywią Polacy do Szydło i Dudy jest ta sama, co natura miłości Włochów do Mussoliniego. Natura jest ta sama, ale inna jest kultura polityczna; w Europie, a nawet w Polsce, nie sprzyja już autokratom. Dlatego PiS jak dotąd nie przyznaje się, że dąży do dyktatury – dyktatury jawne bowiem, wyszły w Europie z mody, a rola mody w życiu i polityce jest w naszych czasach ogromna.
Kulturowa „niepogoda” dla dyktatur gasić będzie żar  politycznej miłości do przywódców „dobrej zmiany” również pośrednio, przez wzmacnianie roli czynnika bodaj najważniejszego: słabnącej z upływem czasu potrzeby poniżania i okazywania pogardy znienawidzonym elitom. To proces niemal nieuchronny; ileż w końcu można się cieszyć z publicznego lżenia ludzi, nawet nielubianych, zwłaszcza gdy rzeczywistość coraz bardziej skrzeczy, a skrzeczy i skrzeczeć będzie. Kolejne ekscesy i towarzyszące im nienawistne słowa i takież gesty działają jak odreagowanie, technika psychoterapeutyczna  prowadząca do zaspokojenia stłumionych pragnień, a w tym przypadku pragnienia zemsty. Słabnąć będzie nienawiść i potrzeba jej wyrażenia; rosnąć będzie dystans i krytycyzm wobec tej formy rządów i takichż rządzących.         

Proces ten, jak rzekłem wyżej, jest nieuchronny, jednak przebiegać może wolniej lub szybciej. Wiele zależy od działań opozycji, zwłaszcza od tego, czy forma, jaką przyjmują protesty, i język, jakim opozycja przemawia, będą uczucie do PiS umacniać czy osłabiać. To z kolei zależy przede wszystkim od tego, czy opozycja stworzy atrakcyjną alternatywę programową i personalną.  Same protesty i Balcerowicz ze Schetyną nie podbiją już serc milionów Polaków. To już jednak jest temat na całkiem inne opowiadanie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz