środa, 8 lutego 2012

Nie protestuję (nie podskakuję) przeciwko ACTA


Platformy Obywatelskiej i Tuska nie popieram – wprost przeciwnie! Jednak do protestów wobec ACTA  się nie przyłączam, a mam po temu co najmniej dwa ważne powody:

Nie protestuję, bo wydane przez nas książki zostały totalnie spiratowane i w związku z tym nie wiadomo, czy będziemy jeszcze jakieś książki pisać, tłumaczyć i wydawać. Jeszcze 2 lata temu otrzymywaliśmy kilkadziesiąt emaili miesięcznie z zamówieniami – w 2011 dostaliśmy kilka przez cały rok. Po co kupować, nawet tanio, gdy w sieci są tysiące linków do skopiowanych PDF-ów. Niektórzy je nawet sprzedają. W efekcie sami rozsyłamy większość plików bezpłatnie, ale to jest droga donikąd – więcej książek albo nie będzie, albo będzie ich  mniej, gorzej napisanych i gorzej przetłumaczonych. Nie sposób pracować, i to dobrze pracować, z pustym żołądkiem i bez dachu nad głową.  

Praca nad książka trwa co najmniej kilka miesięcy. W przypadku tłumaczeń polski wydawca płaci kilka tysięcy złotych za samo prawo do wydania książki na polskim rynku. Skąd mamy brać sodki na honoraria dla autorów i opłaty dla właścicieli praw? Redaktor Łasiczka z TOK FM tłumaczył mi, że czasu nie da się cofnąć i należy sprzedawać tanie ebooki, co obniży koszty produkcji. Czy to znaczy, że mniej więcej połowa Polaków, którzy nadal czytają książki drukowane, ma być ich pozbawiona? A poza tym Panie Redaktorze, kto zagwarantuje, że po sprzedaniu kilku ebooków, choćby po złotówce, w sieci nie pojawią się setki kopii całkowicie bezpłatnych.      

Autorów, tłumaczy i redaktorów jest wielokrotnie mniej niż piratów, więc demonstracji w obronie praw autorskich nie będziemy organizować, bo byłaby śmieszna. Jednak trudno od nas oczekiwać poparcia dla tych, którzy żądają nieograniczonego prawa do piractwa. Żeby jeszcze z nimi można było rozmawiać! Osobiście gotów byłbym znacznie ograniczyć ochronę praw autorskich. Obecne 70 lat od śmierci autora to gruba przesada. Zadowoliłbym się może pięcioma latami od dnia wydania utworu. Jednak jakiś okres ochrony jest niezbędny, jeśli książki mają w ogóle powstawać, nawet jako ebooki.

Nie wierzę podskakującej młodzieży, gdy powołuje się na wolność słowa i podobne wartości.  ACTA wolności słowa nie zagraża – wiem, bo  w odróżnieniu od większości protestujących tekst umowy przeczytałem. Jej przepisy sformułowane są bardzo ogólnie dlatego, żeby rządy państw-sygnatariuszy mogły zdecydować, w jaki sposób  chcą prawa autorskie chronić. Nie twierdzę, że ta umowa jest całkowicie wolna od przepisów wątpliwych – jednak zagrożenia są niewielkie, a nadzieja na to, że prawa autorów i wydawców będą w Polsce wreszcie chronione – trochę większa. 

Podobał mi się tylko jeden protest przeciwko ACTA: demonstracja w Pradze czeskiej zorganizowana przez Partię Piratów. Oni przynajmniej uczciwie stawiają sprawę. Z czeskimi piratami się nie zgadzam, ale mam wrażenie, że z nimi przynajmniej można rozmawiać.