W komentarzach do wiadomości z mistrzostw świata w piłce ręcznej znalazłem między innymi notkę, której autor ucieszył się, że do półfinału awansowała Dania – reprezentacja jednego z „normalnych narodów”, a nie tylko Chorwacja i Hiszpania – „katolickie sługusy Watykanu”.
Chodzi – powtórzmy dla wszelkiej pewności – o piłkarzy ręcznych, ludzi raczej przesądnych niż religijnych. Sportowcy znani są z tego, że nie golą brody podczas rozgrywek, przywiązują się do jakichś ozdób lub elementów stroju, w którym kiedyś odnieśli sukces albo wręcz wierzą w moc amuletów. To wszystko zbliża ich raczej do magii niż religii, a gdyby jednak do religii, to raczej do satanizmu niż katolicyzmu – bardziej do Nergala niż do Benedykta.
Oczywiście żadna poważna polemika z tego typu wytworami nie ma sensu. Piszę o tym, bo się martwię, a martwię się, bo mam wrażenie, że coraz częściej mamy do czynienia z podobnymi objawami antyklerykalnej obsesji – dla mnie przykrej szczególnie, bo od lat, w imię rozumu, angażowałem się w krytykę Kościoła i religii, a dzisiejszy rozpasany antyklerykalizm okazuje się często tyle samo wart, co jego klerykalne „drugie ja”.
Owszem, katolicy wierzą w bajki i wyciągają z nich zgubne dla rozumu i wolności wnioski, ale dotąd nie napotkałem „sługusa Watykanu”, który byłby wrogiem drużyny piłki ręcznej z jakiegoś kraju tylko dlatego, że dominuje tam inne wyznanie lub wręcz bezwyznaniowość. Nie twierdzę, że takich katolików nie ma. Posłanka Pawłowicz mogłaby nawet zażądać wykluczenia z rozgrywek wszystkich drużyn z niedostatecznie katolickich krajów. Marne to jednak pocieszenie, tym bardziej że jak dotąd nie zażądała.
Religia jest szkodliwa, ale dla rozumu, a tym samym dla nas wszystkich, wierzących i niewierzących, groźniejsze są brednie plecione pod sztandarami rozumu właśnie niż historie o Czerwonym Kapturku lub Adamie i Ewie, które wprawdzie wciąż opowiadamy, jednak z coraz mniejszym przekonaniem, by nie rzec „dla zabawy”.
W filipice cytowanego tu antyklerykalnego kibica piłki ręcznej nie ma niestety nic zabawnego. W jego oczach mecze piłki ręcznej to wojny religijne pomiędzy wyimaginowanymi reprezentacjami narodów normalnych i nienormalnych. To obsesja lub wręcz halucynacja, od której najpewniej nie potrafi się on uwolnić. Jako były psychoterapeuta zalecam okłady lub jeszcze lepiej kubeł zimnej wody na przegrzany globus.
Ten komentarz brzmi... żałośnie. Jaki związek z rozgrywkami w jakimkolwiek sporcie ma dominujące w kraju reprezentacji wyznanie? Żaden.
OdpowiedzUsuńNo, chyba, że jest to kraj muzułmański, który chce na zawody w piłce ręcznej kobiet wystawić drużynę eunuchów.
Rozumiem ateizm, bo nie wierzę, rozumiem antyklerykalizm, bo nie znoszę przejawów zinstytucjonalizowanej religii, ale taki wpis świadczy o braku rozsądku i zaślepieniu autora. A brak rozsądku nie idzie w parze z ateizmem, który wymaga samodzielnego myślenia.
Pan przesadza panie humanisto.
OdpowiedzUsuńByć może przesadzam, ale ciekaw jestem, w czym. Przecież w swoim komentarzu piszę, swoimi słowami, to samo, co Pan, panie Anonimowy w swoim komentarzu - chyba nawet mniej ostro? Więc w czym przesadzam?
UsuńAndrzeju, zgadzam się z tobą. Wściekły nietolerancyjny antyklerykalizm bardzo niewiele ma wspólnego z rozumnym, świadomym ateizmem. Ja nie mam zamiaru nieustannie krzyczeć,że nie wierzę w Boga,po to, żeby dobrze wypaść w oczach wojowniczych antyklerykałów. Pozdrawiam
UsuńCieszę się bardzo i pozdrawiam!
Usuń